niedziela, 18 października 2015

Kity Wszech Czasów 1 - Inglot Brow Shaping Pencil 63, MUA Eyebrow Pencil Blonde, Kolastyna Refresh peeling








































Odbiór każdego kosmetyku to sprawa bardzo indywidualna, aczkolwiek pewne jego cechy mogą być powszechnie uznane za pozytywne, lub, wprost przeciwnie - złe, czy wręcz szkodliwe. Pomijam kwestie alergii, ponieważ to również cecha osobnicza.
Wiele razy zdarzyło się, że dany kosmetyk nie spełnił moich oczekiwań (i pewnie powtórzy się to wiele razy), ale wolałam nie przypisywać mu miana bubla, ze względu na niski stopień szkodliwości lub niedopasowania do potrzeb mojej skóry lub typu urody.
Są jednak takie produkty, które nie spełniają swoich podstawowych funkcji, nie wspominając już o zgodności z obietnicami producenta. Czasem naprawdę ciężko znaleźć dla takich bubli odmienne zastosowanie.

W tym poście chciałabym przedstawić 3 kosmetyki, które moim zdaniem nie nadają się właściwie do niczego.
Na pierwszy ogień weźmy firmę Inglot. Parę lat temu byłam zadowolona z jakości oferowanej przez markę, ale teraz co i rusz trafiam na jakiś "bubel". Może mam wyjątkowego pecha? Marka cieszy się uznaniem w środowisku blogerskim i poza nim. W Inglocie kupowałam głównie cienie i lakiery, i zarówno jedne, jak i drugie nie spełniały moich oczekiwań - lakiery po prostu za drogie w stosunku do jakości (problemowa aplikacja, niewielka trwałość); podobnie było w przypadku cieni - niska pigmentacja, osypywanie -  w stosunku do wysokiej ceny skutecznie mnie zniechęciły do marki. Wielka szkoda, ponieważ wyznaje ideologię wspierania rodzimych marek,tym bardziej Inglota,który fabrykę posiada w okolicach, z których pochodzę.






































Ale do rzeczy. Chyba około roku temu wybrałam się do Inglota w celu znalezienia czegoś do podkreślania brwi. Natenczas asortyment marki był dość ubogi pod tym względem, nie wiem jak jest teraz, podejrzewam, że uległ on rozszerzeniu. Pod namową Pani Inglocianki (mało sympatycznej, swoja drogą), kupiłam kredkę Brow Shaping Pencil (Modelujący Ołówek do brwi) w odcieniu 63. Początkowo miałam ochotę na jakiś inny produkt, ale uległam sugestii. Kredka owa okazała się kompletnym bublem. Jedyne pozytywy, jaki dostrzegam, to ładny, jasny kolor kredki i porządne opakowanie, z którego rysik wysuwa się automatycznie. 
Po pierwsze, wkład ołówka jest za gruby. Oczywiście temperowanie odpada, bo jest to kredka automatyczna. Pozostaje zatem pytanie, jakim cudem ta kredka może być modelująca,skoro grubość rysika jest większą niż szerokość moich brwi? Producent chyba posłużył się ironią, nazywając ten kosmetyk "Modelujący".

Po drugie primo: ołówek jest O WIELE za twardy, oraz bardzo słabo napigmentowany, co całkowicie go przekreśla. O ile podjęłabym się hardkorowego temperowania nożem, aby zredukować grubość rysika, to jego woskowa twardość uniemożliwia stosowanie. Nie jestem w stanie pomalować się ta kredką- dokładnie, ten bubel Inglota przypomina mi woskowe kredki dla dzieci. Delikatne przejechanie kredka po brwiach nie zostawia na nich żadnego koloru. Ponowne, słabsze / mocniejsze również nie. Po naprawdę mocnym przejechaniu kredką na brwiach osadza się -nierównomiernie -  woskowy osad,który nijak  urody nie dodaje. Chyba prędzej zdarłbym sobie skórę razem z brwiami, niż uzyskała ładną i równą warstwę koloru. Aha, co istotne, należę do osób,które delikatnie malują brwi.  Kompletna dyskwalifikacja. Leży sobie ten bubelek i nie wiem za bardzo, co z nim zrobić..
Jak dobrze, że przynajmniej mogłam wyładować swoją frustracje na blogu :D







































Kolejną ofiarą, którą zamierzam oblać swoim jadem, będzie również  kredka do brwi Eyebrow Pencil w odcieniu Blonde, tym razem zagranicznego producenta Make Up Academy i sporo jednak tańsza.Właśnie, za niewielką cenę otrzymujemy sporą kredkę, odpowiednio miękką i temperowalną. Jej kolor jest naprawdę jasny, w miarę przyjemny, wydawałoby się, że pasujący do blond włosów, ale.... kredka jest PERŁOWA! tak, perłowa. Błyszczy się i mieni na kolor starego złota. Niestety jest to widoczne nawet na brwiach po nałożeniu. MUA seriously?? Czy ta firma uważa, że na ktoś dobrze wyglądałby w brwiach pomalowanych na zloty, błyszczący kolor?Hm,  wygląda to groteskowo, wierzcie mi. Kredkę ratuje fakt, że można jej używać niezgodnie z pierwotnym przeznaczeniem, po prostu do makijażu oka - jako eyeliner. Ja jednak tego nie robię, ponieważ moje oko nie wygląda zbyt dobrze w takim makijażu. Zatem ta kredka również zalega w moich zbiorach.







































Ostatnim "przyjemniaczkiem" jest peeling Kolastyny Refresh. Niestety, również on nie spełnia swojego podstawowego zadania - nie złuszcza naskórka, tylko delikatnie go masuje.  Odpowiedzialność za to ponoszą nieodpowiednie drobiny zatopione w peelingu. Jest ich zbyt mało, są również zbyt obłe, kuliste, aby mogły ścierać naskórek. Nie spisuje się również za dobrze w charakterze żelu do mycia twarzy - nie domywa resztek makijażu. Jedyne, co w nim lubię, to bardzo ładny zapach. Jak widać na zdjęciu, zużyłam go prawie do końca, jako bazę do peelingu z korundu. Tylko do tego się nadawał, wobec czego tego konkretnego kosmetyku Kolastyny polecić nie mogę, aczkolwiek w linii Refresh miałam jeszcze żel do mycia twarzy i tonik, które były nawet niezłe, szczególnie ten drugi.

Znacie te kosmetyki, lubicie je? Jestem ciekawa Waszych opinii.

Słocze: po lewej strnie ledwie widoczny Inglot, po prawej MUA



















.










3 komentarze:

  1. Dziwny ten ołówek do brwi Inglota, w ogóle nie przemyślany jak takim grubasem precyzyjnie podkreślić brwi :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie, długo po tej recenzji odkryłam, że ma w opakowaniu schowaną ostrzałkę. Ale i tak jest be!

      Usuń
  2. Na szczęście żadnego z tych kosmetyków nie miałam :)

    OdpowiedzUsuń